Coś dla wielbicieli Zafona


zwierzęta magiczne


zwierzęta magiczne

                                                                                                            ***

Od dzisiaj w moim bloku zostało włączone ogrzewanie.
Idę przespać zimę. Do usłyszenia wiosną.

Andzia

Mieszkałam wtedy na wsi, wynajmowałam mikro domek z wielkim ogrodem.
(A decyzja o przeprowadzce na wieś została podjęta ze względu na koty, których już nie ma, ale to temat osobny).
Z doświadczenia wiem, że trzeba uważać i trzymać kontrolę nad marzeniami, bo te mało rozsądne też lubią się spełniać.
Nie jestem zadeklarowaną miłośniczką psów, denerwuje mnie ich szczekanie, niepokoi chaotyczność, ciąży nadmierna potrzeba kontaktu i uwagi. No, z psami, nie do końca jest mi po drodze. A poza tym mam kynofobię.
Uwielbiam jednak psy, kiedy myślę o ich cielęcym spojrzeniu i wyjątkowo łagodnych osobnikach. A taka była Andzia.
I często noszę w sobie marzenie o psie, ale warunkiem jest ogród, stabilizacja i parę innych udogodnień.
Wtedy ten ogród niby miałam, co nie znaczy, że miałam również warunki, by myśleć o psie. Zdecydowanie nie. Ale w mojej wyobraźni i niekontrolowanym pragnieniu, biegał radośnie jakiś pies po ogrodzie.
Ponieważ w naszym ogrodzeniu było kilka dziur, to zdarzało się czasem, że okoliczne psy przychodziły straszyć moje koty, więc stale je przeganiałam. Dlatego, kiedy po raz pierwszy zauważyłam Andzię, myślałam, że ona również jest miejscowym włóczęgą, ale kiedy kazałam jej wracać do siebie, ta niedaleko ponownie kładła się w trawie. A kiedy się do niej zbliżałam, cała kuliła się ze strachu, ale nie uciekała. Szybko zrozumiałam, że ona nie ma dokąd iść. I pozwoliłam jej zamieszkać w drewutni. Warunków nie miała tam idealnych, ale na starym tapczanie zrobiłam jej budkę z wiklinowego transportera, który dobrze ociepliłam, dałam miski i od tej pory Andzia wiedziała, że azyl, który sobie znalazła, jest legalny. ;)
Niebawem dowiedziałam się, że Andzia została wyrzucona z auta, a sąsiedztwo, widząc jej zdolności łowieckie (zanim dostała miskę, ponoć ganiała za myszami w polu), bezskutecznie próbowało ją schwytać w celu tępienia gryzoni w gospodarstwie (mieli już dwa zaniedbane psy na łańcuchach i gromadę kotów przymierających głodem, ale to też inna historia).
No więc, Andzi pozwoliłam zamieszkać i troszczyłam się o nią tak, jak umiałam i mogłam, ale dałam jej wolny wybór, tj mogła biegać po ogrodzie i opuszczać ogród, kiedy chciała. Co chętnie czyniła, ku uciesze sąsiadów, którzy próbowali jednak ją zmusić do zmiany miejsca zamieszkania poprzez zamykanie jej w budynkach gospodarczych, ale bezskutecznie. Andzię wszyscy darzyli sympatią, bo była cudowną psiną. Niesamowicie przymilna, zamiatająca ogonem, łagodna, mądra i niezwykle przyjazna, a nawet szczekająca uroczo, na ile szczekanie może być urocze ;). Moje koty z czasem ją zaakceptowały, tj zrozumiały, że nie ma się czego bać i potrafiły leżeć razem w trawie. Z kolei Andzia przeganiała obce koty, nie robiąc im krzywdy i bardzo skutecznie pilnowała ogrodu. Ale nigdy nie musiałam jej uczyć szacunku do mojej trójki, którą traktowała, jak świętość.
Z czasem moja sytuacja zaczęła ulegać zmianie, zanosiło się na przeprowadzkę.
Co z Andzią? Gdybym chciała zatrzymać wszystkie zwierzęta, jakie pojawiają się na mojej drodze, to sznur nie miałby końca i wówczas ciężko byłoby o wynajem jakiegoś kąta. Dlatego musiałam znaleźć Andzi dom przed moją wyprowadzką.
Ciężkie to było rozstanie, ale konieczne.
A w ciągu kolejnego miesiąca straciłam dwa koty i rzeczywiście opuściłam tamto miejsce na zawsze.
Andzia, natomiast, lepiej trafić nie mogła.
Chyba trudno o lepszą sytuację, niż spokój wynikający ze świadomości, że jest traktowana jak księżniczka, ma swój dom z pięknym ogrodem i zakochanych w niej opiekunów.  Ma lepiej niż miałaby u mnie. Do końca życia będę Im za to wdzięczna.
Co nie znaczy, że nie tęsknię.

Już nie przynudzam więcej.
Oto najpiękniejsze uszy świata. :)


Herbatki od Braci AA :)

Przyszły. Cała, cudna walizka herbat. I odjazdowe króliczki. I śliczna niespodzianka.
Bardzo Wam dziękuję.


Nie wiem, czemu se ubzdurałam, że chodzi o herbaty Lipton i tych się spodziewałam. Nawet po rozpakowaniu paczki, nie od razu do mnie dotarło. ;)
Degustację postanowiłam rozpocząć od śliwki z cynamonem, wszak wieczory już chłodne.

Króliczki odjazdowe, w realu wyglądają dużo ciekawiej niż na zdjęciach.
(Nawet o dodatkowych zapięciach pomyślałaś. <3)

Przypinka mnie zaskoczyła!  Hihihi ;)  <3
Od razu idealnie się odnalazła w towarzystwie brązowej sztruksowej marynarki. :)

A kotkom też się coś dostało - frajda z kartonu po paczce. ;)

A jeśli ktoś ma ochotę na herbatę w mruczącym i bardzo sympatycznym towarzystwie Amanda i Ptysi, to zapraszam do Krakowa. ;)

Naturalne zabawki


Przyniosłam ze spaceru kilka gałązek kotom. Nie ma jak natura (podczas gdy ich prawdziwe zabawki leżą i się kurzą).











Ależ trzeba się napocić przy jednoczesnym zabawianiu i fotografowaniu (nie mam drugiej pary rąk). :P

Prezent Dreamies


Moje kotki dostały prezent w postaci smakowitych przekąsek o różnych pięciu smakach: sera, kurczaka, kaczki, wołowiny, łososia.  Poniżej relacja, jak z tego powodu łasuchy są uradowane. ;)
Moje koty cenią sobie Dreamies pewnie głównie za smak. Ja natomiast najbardziej lubię je za mały rozmiar poduszeczek, dzięki czemu można je podawać kotom częściej.  I za cenę.
Bardzo się cieszę, że przysmaki te wreszcie zaczęły pojawiać się w sklepach. Polecam. :)