Ryśka wciąż u mnie...

Niestety. Było kilka zainteresowanych, którzy wycofali się od razu po usłyszeniu o podstawowych zasadach adopcji.
Szukam nadal.

A tymczasem Rysia doprowadza mnie do łez. Wreszcie jakiś normalny kot. ;)
Jak np. dzisiaj, węszyła w worku na śmieci do segregacji, bo były tam saszetki po kocim jedzeniu.
Słysząc, że nadchodzę, chciała uciec, ale zaplątała się w rączkę od worka, więc jak worek zaczął ją gonić, to wystrzeliła niczym z procy. Pędziła z nastroszonym ogonem i goniącym ją workiem przez pół mieszkania, aż zgubiła worek i popędziła z tym ogonem do łazienki, a z łazienki z powrotem do pokoju. I roztrzęsiona ukryła się pod drapakiem. ;)
No, może dla niej to dramat, ale jak tu się nie śmiać. :)

Nie mam ostatnio czasu na blogi, nic a nic. Więc zaglądam od święta.