Co u nas...
U nas bez zmian, przynajmniej u kotów, bo u mnie spore zmiany, aczkolwiek z pozoru ich nie widać <ma brzmieć tajemniczo> ;).
Przykro mi, że nic nie piszę i jest mi bardzo miło, że ktoś jeszcze o mnie pamięta...
Czasu wciąż brak na cokolwiek.
Stan kotów u nas nie uległ zmianie. Rysię wciąż ogłaszam, ale nie ma ż a d n e g o odzewu.
A jest do adopcji, nic się w tej kwestii nie zmieniło - nadal szukam jej domu, jej człowieka, etc.
Koty zdrowe. Ostatnio miały sensacje żołądkowe, ale już OK. Nie licząc oczywiście problemów stałych - urologicznych.
Amando dzisiaj spadł spod sufitu, z najwyższego stopnia drapaka, spadł i się mocno, biedny, potłukł, bo po tym próbował uciekać, powłócząc nogami, nie był w stanie się na nich utrzymać. :(
Przeraziłam się, miało to miejsce z samego rana, przed moim wyjściem. Na szczęście jest wszystko w porządku.
Przylepy, jak zawsze, jeden przyklejony do jednej nogi, drugi do drugiej. Tylko Rysi nie starcza.
Zdjęcia słabiutkie, bo fonem, ale tak na szybko.
Pozdrawiam serdecznie Was i Waszych najmilszych. :)))