Kotka znad Wisły nadal jest u mnie.
Jak to możliwe, że nikt nie chce TAKIEJ koty...
Ogłoszenia nie dają żadnego rezultatu. A ja naiwnie myślałam, że ten jej dom docelowy znajdzie się szybko.
Jakoś dajemy radę... Jakoś. Dziewczyny leją się, aż się kurzy, kiedy wypuszczam ją z łazienki. Jednak na noc i na czas mojej nieobecności, kotka jest zamykana w łazience, czyli spędza tam większość czasu, niestety. Mimo wszystko, najbardziej jest mi żal Amanda, bo to taki kot gołębi, co muchy nie skrzywdzi, a w obawie przed kotką, przesiaduje zestresowany pod sufitem.
Kotka jest tak piękna, że od samego patrzenia na nią, można poczuć się lepiej. :) To jak podziwianie arcydzieła. Ponadto jest niesamowicie urocza w kontakcie.
Ma tylko jedną wadę (poza niechęcią do kotów).
Że jest paskudnym molem kuchennym! :P
Ale za to wreszcie jakiś kot w tym domu nie gardzi zabawą.
A tu aktywność moich leni w tym samym czasie i przerwy w zabawie coby obwarczeć gapiów.
Co się dzieje z bloggerem ostatnio, że po załadowaniu zdjęć, psuje się ich jakość i zmieniają kolory?
To nie ma sensu. :(