No więc...

Co u nas...

U nas bez zmian, przynajmniej u kotów, bo u mnie spore zmiany, aczkolwiek z pozoru ich nie widać <ma brzmieć tajemniczo> ;).

Przykro mi, że nic nie piszę i jest mi bardzo miło, że ktoś jeszcze o mnie pamięta...

Czasu wciąż brak na cokolwiek.

Stan kotów u nas nie uległ zmianie. Rysię wciąż ogłaszam, ale nie ma ż a d n e g o odzewu.
A jest do adopcji, nic się w tej kwestii nie zmieniło - nadal szukam jej domu, jej człowieka, etc.

Koty zdrowe. Ostatnio miały sensacje żołądkowe, ale już OK. Nie licząc oczywiście problemów stałych - urologicznych.
Amando dzisiaj spadł spod sufitu, z najwyższego stopnia drapaka, spadł i się mocno, biedny, potłukł, bo po tym próbował uciekać, powłócząc nogami, nie był w stanie się na nich utrzymać. :(
Przeraziłam się, miało to miejsce z samego rana, przed moim wyjściem. Na szczęście jest wszystko w porządku.

Przylepy, jak zawsze, jeden przyklejony do jednej nogi, drugi do drugiej. Tylko Rysi nie starcza.

Zdjęcia słabiutkie, bo fonem, ale tak na szybko.



Pozdrawiam serdecznie Was i Waszych najmilszych. :)))

Ryśka wciąż u mnie...

Niestety. Było kilka zainteresowanych, którzy wycofali się od razu po usłyszeniu o podstawowych zasadach adopcji.
Szukam nadal.

A tymczasem Rysia doprowadza mnie do łez. Wreszcie jakiś normalny kot. ;)
Jak np. dzisiaj, węszyła w worku na śmieci do segregacji, bo były tam saszetki po kocim jedzeniu.
Słysząc, że nadchodzę, chciała uciec, ale zaplątała się w rączkę od worka, więc jak worek zaczął ją gonić, to wystrzeliła niczym z procy. Pędziła z nastroszonym ogonem i goniącym ją workiem przez pół mieszkania, aż zgubiła worek i popędziła z tym ogonem do łazienki, a z łazienki z powrotem do pokoju. I roztrzęsiona ukryła się pod drapakiem. ;)
No, może dla niej to dramat, ale jak tu się nie śmiać. :)

Nie mam ostatnio czasu na blogi, nic a nic. Więc zaglądam od święta.







Rekonwalescentka

Przytaszczyłam do domu chorą kotkę.
Przychodziła pod ośrodek, w którym bywam na co dzień, coś zjadła, błagała o wpuszczenie.
Trudno powiedzieć czy ma gdzieś jakiś dom, który o nią nie dba. Czy może została wywalona z domu z powodu choroby (brudziła otoczenie).
Trudno powiedzieć, wersji może być wiele.
Jedno jest pewne, gdyby nie szybki zabieg, to kotka by umierała w cierpieniach, ponieważ miała zaawansowane ropomacicze.
Tak więc, znowu mam kota w izolatce łazienkowej.
Już jest po zabiegu. W nadzwyczaj dobrej formie, jak na takie przejścia. :)
Jeśli wszystko będzie w porządku, to po 10 dniach wypuszczam ją z powrotem na wolność.
Kotka jest cudowna, bardzo grzeczna i spokojna, mrucząca i miła.
Trzymajcie kciuki za jej zdrowie.


Pozdrawiam Was wszystkich. :)

Pożegnania

Ksenia jest już w nowym domu.

Oszczędna jestem w słowach, bo to dla mnie ciężki temat.

Całym sercem jestem z Ksenią. 
Oby przez resztę życia miała wszystko, czego kot potrzebuje, żeby być szczęśliwym.