Co u nas...
U nas bez zmian, przynajmniej u kotów, bo u mnie spore zmiany, aczkolwiek z pozoru ich nie widać <ma brzmieć tajemniczo> ;).
Przykro mi, że nic nie piszę i jest mi bardzo miło, że ktoś jeszcze o mnie pamięta...
Czasu wciąż brak na cokolwiek.
Stan kotów u nas nie uległ zmianie. Rysię wciąż ogłaszam, ale nie ma ż a d n e g o odzewu.
A jest do adopcji, nic się w tej kwestii nie zmieniło - nadal szukam jej domu, jej człowieka, etc.
Koty zdrowe. Ostatnio miały sensacje żołądkowe, ale już OK. Nie licząc oczywiście problemów stałych - urologicznych.
Amando dzisiaj spadł spod sufitu, z najwyższego stopnia drapaka, spadł i się mocno, biedny, potłukł, bo po tym próbował uciekać, powłócząc nogami, nie był w stanie się na nich utrzymać. :(
Przeraziłam się, miało to miejsce z samego rana, przed moim wyjściem. Na szczęście jest wszystko w porządku.
Przylepy, jak zawsze, jeden przyklejony do jednej nogi, drugi do drugiej. Tylko Rysi nie starcza.
Zdjęcia słabiutkie, bo fonem, ale tak na szybko.
Pozdrawiam serdecznie Was i Waszych najmilszych. :)))
no i wlasnie o to chodzilo, chociaz o maly update :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
świetne ujęcia :)
OdpowiedzUsuńRysia wciąż nie znalazła domu? :( biedula... Co z nią będzie?
OdpowiedzUsuńU mnie też rezyduje tymczas, ale dopiero od dzisiaj. Znalazłam nieszczęście w krzakach, oczy zalane, nos zalany, wyglądał jak śmierć zza krzaka. U weta okazało się, że ma ok 3 mscy, jedno oczko już ledwie, ledwie i waży cały 1kg :( dzisiaj dostał serię zastrzyków i antybiotyk oraz krople do oczu. W czwartek idziemy na kolejną wizytę. Na szczęście maluch nad wyraz żywotny, najedzony, ogrzany wykazuje duże chęci do zabawy, to mnie zdecydowanie cieszy :)
Bethany, no nareszcie! I pojęcia nie masz, jak się cieszę, że Rysia wciąż u Ciebie;)
OdpowiedzUsuńWiele, wiele pozdrowień
Jesteśmy i pamiętamy. :-)
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem brak czasu.
Oj, dawno Cię nie było... dobrze, że jest OK :)
OdpowiedzUsuńPtyśka wygląda na mocno zdziwioną :)
Zdjęcia może słabiutkie ale za to słodziutkie:) Pozdrawiam gorąco:)))
OdpowiedzUsuńAle masz cudniaste futrzaki!...Dla wszystkich głaski ode mnie za uszkiem:)))
OdpowiedzUsuńI ja pozdrawiam:)
doskonale rozumiem brak czasu :(
OdpowiedzUsuńale ja pamiętam o Tobie i Twoich cudnych futerkach cały czas :) I jak wreszcie znów będę w Krakowie to wyciągam Cię na kawę! :)
Biedny Amando, musiałaś najeść się strachu. On pewnie też. Dobrze, że się dobrze wszystko zakończyło!
A Rysia.. no w końcu MUSI znaleźć swojego człowieka taka ślicznota!
Tak nieśmiało zapytam, czy wiadomo, co u Kseni? Dobrze się czuje w nowym domu?
OdpowiedzUsuńU Kseni dobrze :)
UsuńBethany, nie wiem, czy się zorientowałaś, ale mamy już 2015 rok; tak gdzieś pod wiosnę podchodzi;)
OdpowiedzUsuń:DD
UsuńJestem w lekkim szoku, jak ten czas leci.
Myślałam, że nikt już o mnie nie pamięta.
Leci już wiosna a gepardów nie widać i nie słychać, przydałby się jakiś come back z fotami :)
OdpowiedzUsuńBethany, jak dobrze, że z tego snu zimowego się wybudzasz;) Już czas.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy Ryśka wciąż u Ciebie, to znaczy czy u Ciebie jest już u siebie?:)
Pozdrawiam
U mnie, ale nie dlatego, że zdecydowałam ją tak po prostu zostawić, to nie wchodziłoby w grę.
UsuńPrzestałam jej szukać domu dlatego, że ma nowotwór.
Może kiedyś uda mi się popełnić nowego posta.
Bethany, ależ to przykre, ale przykre. Oby Ryśce dane było cichutko żywot u Ciebie zakończyć; niech myśli maleńka, że u siebie jest!
OdpowiedzUsuńSpokoju w Święta Wielkanocne Wam życzę