Nie chciałam jej ciąć. Za dużo mam złych doświadczeń z ratowaniem kotów "na siłę" i chcąc pomóc, przysparza im się niejednokrotnie wyłącznie cierpienia. A potem trzeba żyć z bólem i wyrzutami sumienia.
A jednak postanowiłam podjąć ryzyko.
Może zbyt oficjalnie o tym nie pisałam, ale Rysia miała guza. Dlatego przestałam w którymś momencie szukać jej domu.
Ryzyka wystąpienia przerzutów nie da się ocenić. Wiadomo, że jest duże, ale jestem dobrej myśli.
Tymczasem Rysia, mimo, iż jest mocno poharatana, naprawdę dzielnie znosi sytuację.